literature

marzenia

Deviation Actions

Amarum's avatar
By
Published:
504 Views

Literature Text

Wiem, że cię stracę. Prędzej czy później, przez jedno wypowiedziane zbyt szybko słowo czy też przez zwykłą sprzeczkę, potok słów wyleje się ze mnie wówczas zbyt wartkim strumieniem i nawet najpiękniejsze zaklęcia nie odwrócą już jego skutków.

Stracę cię prędzej niż sądzę, na przykład w wieczór pachnący karminowymi różami i czerwonym winem ze starego rocznika. Będziemy się całować, gdy do drzwi zadzwoni domofonem jedna z moich wyimaginowanych byłych kochanek, a ty uwierzysz jej przekleństwom i skargom. Nie będzie wtedy nas, wspólnego mieszkania, długów czy nawet wypłaty, którą mieliśmy się dzielić zawsze i wszędzie.
Będzie tylko moja połowa pokoju, kanapa i jedna godzina, podczas której będziemy na siebie spoglądać bez żalu, by w spokoju zjeść odgrzewany obiad.

Może nawet nie, może stanie się nawet inaczej.

Może będziemy akurat zaplątani w pościel, a ty otrzymasz od kogoś nagły telefon, od siostry, przyjaciela (którego jeszcze nie poznałem) i wybiegniesz w cichą noc, by więcej nie powrócić. Może wcale nie będzie potrzebna żadna katastrofa, by odmienić ciąg ubiegłych zdarzeń. Wystarczy być może tylko jedno słowo i finito. Koniec przedstawienia na dziś.
Może nawet do niczego nie dojdzie. Może przerażą cię moje słowa w chwili, gdy przez przypadek zbyt wylewnie pochwalę twoją nową fryzurę czy przytrzymam rękę w nieodpowiednim miejscu o sekundę za długo. Może nawet nie poznam smaku ani twoich warg, ani tym bardziej nagiej skóry i głuchy trzask będzie finałem naszej znajomości, rozbita szczęka i siniak pod okiem?

A może zdarzy się coś nieoczekiwanego, coś przed czym nie będę cię w stanie ochronić. Być może nożownik upije się w tym samym klubie, co my, być może złodziej zobaczy prezent ode mnie na twojej dłoni. Być może gwałciciel wypełznie spod kontuaru i wypełni swe powołanie, gdy mnie akurat nie będzie obok. A może staniemy razem na drodze mordercy i zaułek okaże się zbyt jasny, by zabić nas jednocześnie?
Być może, być może, być może, przypuszczenia i niedopowiedzenia mnożą się bezgłośnie w mojej głowie, a ona tylko pulsuje, pulsuje i rozrywa się tępym bólem na cząsteczki, atomy i kurz.

Wiem, że cię stracę. Odejdziesz ode mnie bez słowa lub trzaskając drzwiami, nie zaszczyciwszy mnie nawet jednym spojrzeniem (lub obrzuciwszy tysiącem obelg i przekleństw, potrząsając mną bezlitośnie i rzucając o meble, których i tak nigdy nie lubiłem). Choć nikt nie jest taki jak ty, będziesz jak inni, odwrócisz się na pięcie i nigdy więcej nie usłyszę ani twego głosu, ani nie zobaczę twoich oczu i sylwetki, choćby przez okno wystawowe czy z daleka, na schodach jakiegoś budynku. Zostanę sam i znów będę opatrywał rany, które sam sobie z pietyzmem zadałem.

Boję się zrobić choć jeden krok wprzód, widząc tyle scenariuszy przed tobą, mną, nami. To idiotyczne, wiem. Powtarzam to sobie do upadłego, zarywając specjalnie noce i wypisując grafomańskie bazgroły na marginesach swoich notatników. Wiem, wiem, wiem, wiedząc jednocześnie, że nic tak naprawdę nie wiem. Pojęcia i teorie mieszają się, tworząc niezrozumiałą mozaikę, z której nie potrafię nic już odczytać.
Nie widzisz  moich łez, spuchniętych ust (w końcu wyglądają normalnie) i cieszę się z tego. Nie chciałbym zobaczyć twojej miny w chwili, gdy każda z moich baszt obronnych pada i rozbija się w drobny mak przez jakiś głupi żart czy nieodpowiedni komplement. Trzymam siebie bez końca w ryzach i nie chcę (tak jest mi wygodniej), by cokolwiek uległo teraz zmianie.


Wystarczy mi twoja obecność (na razie) i lekkie jak papierosowy dym wizje, których i tak pewnie nigdy nie spełnię. To wszystko… Dopełnia mnie w jakimś razie, sprawia, że wiem, gdzie stoję i gdzie pewnie będę jeszcze stać przez następny rok (mam nadzieję, że wieczność).


Wiem, że cię stracę i ta codzienna doza magii, słodkich słówek igrających w mojej głowie jak kocię ze sznurkiem, potwierdza tylko tę teorię i wzmaga poczucie nadchodzącej klęski. Nie jestem typem zwycięscy i pewnie nigdy nie osiągnę tak zazdroszczonego innym lauru (przyjaźni, pracy, miłości, zainteresowania, akceptacji), ale gówno mnie to, szczerze mówiąc, obchodzi. Twoje oczy nadal błyszczą, włosy rozdwajają się lekko przy końcach, a swetry pachną jakąś mieszanką lawendy i jaśminu, której ciągle  nie mogę w pełni pojąć, i to mi wystarcza. Wystarcza mi, by wyć do rana w poduszkę, nucić ogłupiale melodie jakichś dyskotekowych przebojów, których tekstów nawet do końca nie pamiętam, szukać najlepszych ubrań na wspólne krótkie wyjście do kina czy restauracji i budzić się zlanym potem, by sprawdzić w środku nocy, czy na pewno nic ci się przez te parę godzin, odkąd się widzieliśmy po raz ostatni, nie stało.

Wystarcza mi, by szukać ogłoszeń o lepszych dla ciebie współlokatorach, wcześniej powydzierawszy je ze wszystkich gazet, by przypadkiem nie wpadły jednak w twoje ręce.

Wiem, że cię stracę, ale te narkotyczne wizje upajają mnie zbyt mocno, by wyrzec się choć tej odrobiny marzeń już dziś.
Radosnej twórczości polskojęzycznej ciąg dalszy. Mała miniaturka, ot, napisana pod wpływem piosenek.
© 2011 - 2024 Amarum
Comments4
Join the community to add your comment. Already a deviant? Log In
Luna666's avatar
Z jednej strony ciekawe, a z drugiej coś mi tu nie pasuje.

Może zacznijmy od strony pierwszej - całkiem nieźle zbudowany nastrój. Śliczny motyw na końcu - z wycinaniem ofert wynajmu! I w jakiś sposób jestem w stanie wyobrazić sobie JAKIEŚ postacie. No właśnie. Jakieś. Jakiekolwiek, do czegokolwiek. To częściowo zaleta tekstu, bo staje się neutralny i niemal każdy może podstawić tu kogo chce, ale chyba nie o to ci chodziło? I tu przychodzi strona druga...

A strona druga to już więcej do pisania, ale tak z krytyką zazwyczaj jest. Jednak tutaj mam poważny zarzut. Biorąc się za ten tekst myślałam, że dostanę coś do fandomu "Sherlocka" BBC. I pod pewnymi względami jestem w stanie się domyślić, że narratorem jest któryś z bohaterów, ale to wszystko. Podejrzewam nawet, że narratorem jest sam Sherlock, ale jeżeli tak - nawet jeżeli siedzimy w jego głowie - wszystko jest zbyt dosłowne. W kwestii relacji on raczej nie myśli dosłownie. Brakuje tutaj jakiegokolwiek określenia o kim może być mowa. Wielkie, głośne awantury? Nie w stylu Johna i Sherlocka - podejrzewam, że to o nich tutaj chodzi. Wychodzenie, trzaskanie drzwiami, krótka wymiana zdań, w końcu wycofanie się. Nie chcę brzmieć, jakby moja wizja była jedyna i słuszna, ale to kwestia tego, jak przedstawiają ich twórcy (Najlepiej można to zobaczyć w drugim odcinku, gdy Sherlock włamuje się do mieszkania i zostawia Johna na zewnątrz - gdy wychodzi, wszystko jest w porządku, oraz w trzecim. Scena po śmierci staruszki, gdy przez chwilę jest ostrzejsza wymiana zdań, ale w końcu John bez słowa siada i zaczyna mu pomagać).
Nie podoba mi się dramatyzm ostatniego zdania. Oczywiście, Sherlock kocha dramatyzm, ale uważam za lekką przesadę wpisanie tego w pogrubienie.
I jakoś... Mało 'Sherlocka' w 'Sherlocku'. Jedno mało wtrącenie o sprawie, nic więcej. Może przez to nie poczułam nastroju Baker Street? Może przez to wciąż zastanawiam się, czy to aby na pewno fanfikcja?
Dla któregokolwiek z nich tekst ten jest nieco zbyt... emocjonalny. Nie mówią o emocjach, starają się o nich nie myśleć. Sherlock kreuje siebie na obojętnego na uczucia, a John spycha je na bok (choćby przykład jak fatalnie szła jego psychoterapia).

Ogólnie.
Jako osobne opowiadanie, nie fanfic odebrałabym ten tekst dużo lepiej. Uznałabym za dość ciekawy! I nie byłoby całego, wielkiego i epickiego ględzenia co mi nie pasuje. Niestety, jestem czasem jak Sherlock i lubię ten cały dramatyzm (zwij mnie i Sherlocka primadonnami, o! Jedyne dobre tłumaczenie dla 'dramaqueen' jakie wymyśliłam, cichaj waćpanna!)